To jej pierwszy rok. Nie powinna się denerwować. Ale siedem karteczek w puli nie dawało dziewczynce spokoju. Każda tylko czekała, aż ktoś ją wyciągnie i odczyta. Dwa słowa, które słyszała przez całe życie, nagle napawały ją lękiem.
Chamomile Evans.
Pierwszy raz tak bardzo marzyła o tym, by nie usłyszeć swojego imienia. Dziewczyna starała się pamiętać, że istnieją nawet tacy, którzy mają trzydzieści karteczek.
Ale ich jest niezwykle mało.
To była czysta prawda. Większość osób z tego dystryktu nie była skrajnie biedna. Mało kto decydował się na więcej niż dwójkę dzieci - a co za tym idzie nie musiał ich wszystkich utrzymywać, a w dystrykcie nie było przeludnienia. Dzieci nie musiały brać za dużo astragali. Zazwyczaj w tych biedniejszych rodzinach, wystarczał jeden na pół roku.
Chamomile miała już ich siedem.
Trudno więc było nie zrozumieć jej zdenerwowania.
Z resztą, inne dziewczynki w jej wieku wyglądały na równie podenerwowane.
Cham zaczęła szukać wśród tłumu twarzy Aurory